28 marca 2017

[9.1] Bardzo Ambitne Metafory - słowo na "m"

Najtrudniejszą rzeczą w miłości jest jej niepowtarzalność.
Nie możesz na jednym czy kilku przypadkach się jej nauczyć, za każdym razem jest ona zupełnie inna, całkowicie zagadkowa.
Na miłość jeszcze nie wykształciliśmy odporności. Jedno przejście przez tę chorobę nie pomoże nam w zwalczaniu jej kolejnego ataku.
Ja nie widzę żadnego wzoru w znajdowaniu ulubionych piosenek, a co dopiero mówić o schemacie na zakochanie.
Choć te dwie rzeczy są w istocie bardzo do siebie podobne.
Czasem już pierwsze dźwięki wyrzucają mnie z fotela, odciągają od wszystkiego, co w danej chwili robię i porywają ze sobą na długie godziny nieustającej fascynacji, która - choć naturalnie nieco przygasa - potrafi tlić się jeszcze bardzo długo.
A innym razem jakaś piosenka nieustannie nawija mi się gdzieś w playliście i w sumie to jej nie lubię, ale po kilku-kilkunastu przesłuchaniach nagle dostrzegam to coś.
Albo nagle wpadam na jakiś utwór, który znałam wcześniej, ale dopiero teraz dojrzałam do tego, by go uwielbiać.
Albo wracam czasami do dawnych ukochanych piosenek i czuję, jakby nic się nie zmieniło.
I tak jak niektóre utwory kończą się nieskładnie czy tylko powoli gasnąc, tak i ja skończę bez puenty.

cdn., bo cały cykl będzie

[8] podróbka

Dzień dobry, mam na imię Antoni i jestem głęboko nieszczęśliwym człowiekiem.
Spróbuję dzisiaj napisać o tym książkę. To znaczy - dzisiaj spróbuję zacząć pisać tę książkę. Oczywiście, cały proces może zająć mi miesiące, lata, o ile nie dekady.
Bo o nieszczęściu często się pisze bzdury. Rozwleka się to-to, jakby ktokolwiek chciał tego słuchać.
Wiem, że ludzie nie lubią stykać się z nieszczęściem innych. I nie winię ich za to. Dość mają własnych zmartwień, niech faktycznie poczytają sobie jakąś pokrzepiającą historyjkę z dobrym zakończeniem, dobrze im to zrobi.
Ale czasami można się też pokrzepić myślą, że jednak są tacy, co mają gorzej od ciebie.
I ja właśnie dlatego zaczynam pisać książkę o mnie.
Żeby każdy z was mógł wziąć tę pisaninę do ręki i z każdym kolejnym rozdziałem być coraz bardziej wdzięcznym za wasze, nieco pewnie tylko lepsze, życie.
Bo naprawdę ciężko o inną osobę, która miałaby tak tragiczny żywot, jak ja.
Gdybyście podsunęli moją historię Hiobowi, ucieszyłby się biedak podczas grzebania sobie w gnijącej ranie, że jeszcze jest dlań nadzieja, że jeszcze nie upadł tak nisko, jak ja.

   -  Cięcie! - rozległo się po pomieszczeniu.