Po raz kolejny już naciskam klamkę drzwi wejściowych z nadzieją, że ustąpią pod naporem, otworzą się i obleje mnie ciepły blask domowego światła. Że będziesz w środku, nawet kompletnie mną niezainteresowany. Bylebyś był.
Niestety, po raz kolejny drzwi tkwią w miejscu, a ja szukam po omacku kluczy i przeklinam swoje głupie nadzieje.
Wrócisz znowu po północy, wśliźniesz się cicho do mieszkania, zrzucisz kurtkę na podłogę, bo po ciemku nie trafisz na wieszak, i podkradniesz się do drzwi sypialni, żeby się upewnić, że śpię.
Oczywiście, że nie śpię, ale udaję, jakbym była pogrążona w niebiańskim śnie.
Jakim cudem ty się zawsze na to nabierasz...
Leżę potem przez dwie godziny i nasłuchuję, jak z ulgą chodzisz po kuchni, robisz sobie coś do jedzenia, nawet oglądasz po cichutku telewizję i nareszcie żyjesz.
Tak jakbym ja ci tego życia zabraniała. Tak jakbyś nie mógł być swobodny przy mnie.
Niestety, po raz kolejny drzwi tkwią w miejscu, a ja szukam po omacku kluczy i przeklinam swoje głupie nadzieje.
Wrócisz znowu po północy, wśliźniesz się cicho do mieszkania, zrzucisz kurtkę na podłogę, bo po ciemku nie trafisz na wieszak, i podkradniesz się do drzwi sypialni, żeby się upewnić, że śpię.
Oczywiście, że nie śpię, ale udaję, jakbym była pogrążona w niebiańskim śnie.
Jakim cudem ty się zawsze na to nabierasz...
Leżę potem przez dwie godziny i nasłuchuję, jak z ulgą chodzisz po kuchni, robisz sobie coś do jedzenia, nawet oglądasz po cichutku telewizję i nareszcie żyjesz.
Tak jakbym ja ci tego życia zabraniała. Tak jakbyś nie mógł być swobodny przy mnie.