Ktoś roztrzepał żółtko na patelni nieba
Pod oknem rośnie drzewo w kolorze kromki chleba
Przez okno płynie wiatr rześki, w nozdrza mnie łaskocze
Aż mi kosmyk włosów z czoła - jak brudna ściera łopocze
Już się rozsypała w powietrzu chmura pyłu z roślin
Tak się nam w tchawice wpycha, żeśmy z braku tchu aż wrośli
w tę przystań bujną, młodą, zielenią łechcącą
Do której przybiły statki nowych istnień tak jakby - niechcąco
Na balkonie z naprzeciwka wyje pies samotny
Drapie w drzwi, wyzywa, niech wpuszczą go te mątwy
zdradzieckie, nieczułe, zajęte zwykłą w kuchni rozmową
Dla takiego psa - sekunda czekania bolesną jest odmową
Wpuśćcie psa sąsiedzi, do domu - z balkonu waszego
Bo wam donice poroztrąca i ze stolika małego
zrzuci popielniczkę, telefon i resztki dnia zżółkniętego
Wraz ze mną, łapczywie wtuloną w ostatni powiew jego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz