1 listopada 2017

[19] biedna sztuka

     Co by było, gdyby Vincent van Gogh nie miał talentu?
    Jego pośmiertna chwała i tak niewiele mu dała, skoro nie mogła ona ukoić jego dawno niebijącego już serca, ale można się choć wzruszyć jego losem, chlipnąć tu i tam, że ach, że taka szkoda tego pięknego, zdolnego człowieka, który się nie nadawał do życia w tym świecie, którym świat gardził uparcie, na którym świat się nie poznał - ten sam świat, który nie był stworzony dla niego, ale który mógł jako jedyny dać mu to, czego najbardziej pragnął - dać uznanie i potwierdzenie, że jest się cokolwiek wartym.
    A co by było, gdyby van Gogh był kompletnym beztalenciem? Albo nie brnąc w takie skrajności - gdyby po prostu nie był aż tak dobry w tym, co robił? Gdyby było widać, że maluje od niedawna i po amatorsku, a kolejne lata ćwiczeń nie przynosiłyby większego skutku? Co wtedy?
   Czy wtedy nadal kibicowałoby się jego losom, tak jak dzisiaj? Czy wtedy nadal wzruszałaby nas braterska więź van Goghów, która pozwoliła na finansowanie kompletnie nieopłacalnych ówcześnie podrygów malarskich Vincenta z kieszeni Theo? A może raczej machnęlibyśmy na to ręką i powiedzieli, że obaj głupcy, niechby się jeden lepiej wziął za normalną robotę, a nie roił sobie nie wiadomo co, a drugi niechby się w końcu zebrał na odwagę i odwiódł to beztalencie od trwonienia ciężko zarobionych pieniędzy?