28 października 2017

[18] monolog zdechłej kaczki

Zabawnie płynie czas, wraz z nim świat, a potem ja.
Biegnę obok głównego nurtu rzeki, byle się nie zamoczyć, byle nie być w środku, ale żeby czuć choć powiew wiatru i mieć opryskane wodą kostki.
Wskoczę do tej rzeki, jeśli i ty wskoczysz ze mną.
Nie? No to ja też nie.
Będziemy sobie stać tak na brzegu do usranej śmierci. Ach, do pięknego dnia usranego śmiercią.
Czy wtedy w końcu zapomnimy, jak smakuje ból? Czy każą nam jednak na nowo użerać się ze wszystkim i niczym?
Ponad rzeką się przejdźmy, tym o, mostem chybotliwym i niepewnym
(może się zawali i wtedy siłą nas do rzeki wepchnie siła wyższa)
Nie, nie zawalił się, przeszliśmy na drugą stronę, i nie, zupełnie nam się nie podoba to, co tutaj ujrzeliśmy.
Wszystko jest takie samo.
Druga strona, tak? Odwrócenie pojęć? Alternatywne spojrzenie?
Może i tak. Może i jak w lustrze.
Ale treść wciąż jest ta sama.
Oszukiwali nas zawsze, od samego początku, to dlaczego nie mieliby tego robić dalej?
Nie ufajmy im już nigdy, dobrze?
Nie moczmy w strumieniu nawet nóg. Można łatwo zapomnieć, że woda nie parzy i że tak naprawdę nie robią się nam na nogach bąble.
Może jeszcze zapragniesz popływać? Ja nie potrafię. A przynajmniej tak mi się zawsze wydawało.
Raz mi powiedzieli: "tylko jedna nóżka, hop"
Drugi, że chyba się boję o jeden stopień w skali za bardzo.
Trzeci raz ty odwróciłeś się do mnie i zaśmiałeś mi się w twarz.
"Ja tam chcę się ochłodzić".
A rzeka była rwąca i usiana wirami.
Kiedy mi zniknąłeś sprzed oczu, a rzeka cię przyjęła jak własnego syna, wzięła w swoje lejące objęcia i już nigdy, przenigdy nie wypuściła, jak zbyt czuła, zbyt kochająca matka - to ja też musiałam się jej oddać.
No bo nie było nikogo, kto by mnie trzymał na brzegu.
Mówili mi wszyscy: "W końcu zobaczysz, jak to jest".
"Jak to jest fajnie, gdy płuca napełniają ci się gorzką, rześką wodą i już nigdy więcej nie możesz - i nie musisz - wypowiedzieć ani jednego, pierdolonego słowa".
I mieli rację.
A potem wypłynęli spod wody, nabrali łapczywie świeżego powietrza, otrząsnęli się jak psy i wrócili do domu.
Beze mnie.
Ciebie też na dnie nie było, sprawdzałam tylko trzy razy, bo potem już spłynęłam z nurtem rzeki jak martwy leszcz.
Kłamali nawet w podręcznikach. A właściwie to głównie w nich.
Bo nie dla wszystkich woda jest źródłem życia, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz