28 marca 2017

[8] podróbka

Dzień dobry, mam na imię Antoni i jestem głęboko nieszczęśliwym człowiekiem.
Spróbuję dzisiaj napisać o tym książkę. To znaczy - dzisiaj spróbuję zacząć pisać tę książkę. Oczywiście, cały proces może zająć mi miesiące, lata, o ile nie dekady.
Bo o nieszczęściu często się pisze bzdury. Rozwleka się to-to, jakby ktokolwiek chciał tego słuchać.
Wiem, że ludzie nie lubią stykać się z nieszczęściem innych. I nie winię ich za to. Dość mają własnych zmartwień, niech faktycznie poczytają sobie jakąś pokrzepiającą historyjkę z dobrym zakończeniem, dobrze im to zrobi.
Ale czasami można się też pokrzepić myślą, że jednak są tacy, co mają gorzej od ciebie.
I ja właśnie dlatego zaczynam pisać książkę o mnie.
Żeby każdy z was mógł wziąć tę pisaninę do ręki i z każdym kolejnym rozdziałem być coraz bardziej wdzięcznym za wasze, nieco pewnie tylko lepsze, życie.
Bo naprawdę ciężko o inną osobę, która miałaby tak tragiczny żywot, jak ja.
Gdybyście podsunęli moją historię Hiobowi, ucieszyłby się biedak podczas grzebania sobie w gnijącej ranie, że jeszcze jest dlań nadzieja, że jeszcze nie upadł tak nisko, jak ja.

   -  Cięcie! - rozległo się po pomieszczeniu.
     Jasnowłosa kobieta nachyliła się nad Reżyserem i powiedziała mu kilka słów szeptem, a ten wysłuchał tego, kiwając głową z aprobatą.
   Kornel siedział dalej na swoim miejscu, z otwartą książką w dłoniach, wyprostowany, z nogami skrzyżowanymi pod krzesłem. Wyglądał prawie na przejętego, wszak przerwano mu w pół słowa, ale oczywiście - musiało to być jedynie złudzenie.
   Nie znał tej kobiety rozmawiającej z Reżyserem i odczuł - ach, tak - odczuł pewien związany z tym niepokój. I tak go paskudnie wytrącili z rytmu. Jak mogą kazać mu improwizować i wymagać od niego autentyczności, kiedy potem beztrosko mu przeszkadzają i nie pozwalają naprawdę wchłonąć się w świat doznań i emocji?
    Nie, nie, to stwierdzenie było już daleko nieautentyczne.
    Widać jego monolog również nie zdał egzaminu.
   Kobieta w końcu odeszła od Reżysera, a ten wstał ze swojego fotela i ruszył ku Kornelowi, trąc w zdenerwowaniu ręce.
    Och, ludzie, oni cali byli zbudowani z emocji i wrażeń. Nawet tak drobnymi gestami kładli wszystkie karty na stół. Jak on może się z nimi mierzyć, z tymi swoimi sztywnymi kończynami i mało płynnymi ruchami... Ledwo nauczył się zmieniać dynamikę chodu, a gdzie tu choćby...
    -  Słuchaj, Kornel - Reżyser czuł się ewidentnie niekomfortowo - no nie, musimy to zrobić inaczej.
   -  Dlaczego? - Kornel podniósł na niego swoje spokojne oczy. - Co mam poprawić? Daj mi chociaż jakieś wskazówki.
   -  Dałem ci już milion wskazówek - odparował Reżyser, wzruszając ramionami. - Może to po prostu kwestia twojego programu, a nie problemów czysto aktorskich...
    Kornel odwrócił głowę. Wyglądał, jakby poczuł się urażony.
 -  Z całym szacunkiem, Reżyserze... - zaczął jakby nieśmiało - Ale to już jest dyskryminacja. Czy jeśli nie potrafi pan nagrać dobrze sceny po trzech ujęciach, też wymienia pan od razu aktora? Można to przecież przedyskutować, mogę ostatecznie zaprezentować gotowy tekst...
   -  O nie, nie. Po co mielibyśmy to robić? Jeśli nie potrafisz zaimitować ludzkich emocji na potrzeby reklamy, no to chyba nie jesteś jeszcze gotowy i trzeba cię poprawić, prawda?
     Kornel westchnął. Najprawdziwiej w świecie - westchnął. Zrobiło to na Reżyserze pewne wrażenie.
   -  A może to panu wciąż się coś nie podoba, bo zapomina pan, że moim zadaniem jest wymyślenie wiarygodnego monologu, a nie zaprezentowanie go z precyzją godną najlepszego aktora? Niby jak mam to dobrze zagrać, skoro nie jestem w stanie oddać niuansów ludzkiej mimiki na moim sztucznym obliczu? Do diaska, nie potrafię nawet udać drżenia rąk czy nerwowego przebierania nogami, bo to za dużo już nawet nie dla mojego mózgu, ale dla mojego ciała. Proszę może zatem skupić się na odbiorze moich słów, i do nich się jakoś merytorycznie odnieść, a nie narzekać wciąż, że nie jestem wystarczająco ludzki. Nie, nie jestem, ale może to dlatego, że nie jestem człowiekiem?
   -  Ale ci odwinął! - nie wytrzymała tajemnicza blondynka. - Brawo, chłopie! O to chodziło, Kornel!
   -  Dla ciebie - panie Kornelu, jak już - odburknął natychmiast.
 - Nie poznaję cię! O-TO-WŁAŚ-NIE-CHO-DZI! - kobieta niemal zaczęła skakać z podniecenia. - A tak ogólnie, to bardzo dobrze mnie znasz, Kornel, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy.
    Po chwili jeszcze zacisnęła obie pięści i uniosła je w triumfalnym geście, a potem nagle zamilkła i znowu stała się chłodna, zimna, obojętna, nieprzyjazna. Kornel nie rozumiał jej sprzecznego zachowania i nie polubił tego dysonansu. Nie wiedział tylko, czy to ta kobieta nie wzbudzała zaufania i była "fałszywa", jak to czasami ludzie mówią, czy... czy to on znowu czegoś nie zrozumiał.
    Miał powoli dość tego, że wciąż nie dostawał, wciąż był za mało i nie do końca. I prawie. Prawie - to słowo zapisało mu się na dysku chyba z milion razy, zawsze w negatywnym kontekście.
     Zresztą - niewiele jest chyba zdań, w których "prawie" nie wywołuje mdłości.
    Najgorsza była ta niepewność. Kornel zdawał sobie sprawę z tego coraz wyraźniej, że... że nigdy nie będzie wiedzieć. Tak wiele rzeczy mu umknie. Tak wiele trzeba mu będzie powtarzać, tłumaczyć jak dziecku. I tak już zawsze.
    Tylko dlatego, że nie jest człowiekiem, a każą mu nim być.
   A gdyby naprawdę się nim stał - rozmontowaliby go. Rozłożyli na czynniki pierwsze, bez mrugnięcia okiem. Baliby się go. Swojego własnego stworzenia, któremu to wszystko zaimplementowali.
    To ta miłość do ludzi zgubi elektroniczny mózg Kornela. On o tym wiedział.
    Nie rozróżniał tylko, czy te myśli, które właśnie zapełniły mu serwery, to jeszcze cyferki kodu, czy już coś więcej...
   -  Dobra, próbujemy jeszcze raz - głos Reżysera wyrwał Kornela z rozmyślań. - Ewa podsunęła mi parę pomysłów, zaraz cię wdrożę. Ale widać, że masz potencjał, wiesz? Potrafisz się zdenerwować!
     Kornel znowu westchnął, tym razem cichutko, żeby nikt nie słyszał.
    Nauczył się tego niedawno, i teraz robił to bardzo często. To mu... pomagało. Pozwalało "zapomnieć" choć przez chwilę, kim tak naprawdę jest. To zabawne, że nie był robotem właśnie wtedy, kiedy wzdychał. A ludzie robią to tak bezwiednie, w zasadzie odruchowo. Nie wiedzą, że są najbardziej ludźmi, kiedy robią takie nic. Kiedy po prostu są.
   Ewa - teraz Kornel przynajmniej poznał imię podejrzanej blondynki - stanęła za plecami Reżysera i uśmiechała się serdecznie. Podobno się znają... Ale skąd? Każdą nową twarz od razu zapisywał w bazie danych. Jedynymi ludźmi, których twarzy mógł nie widzieć, a mimo to je rozpoznawać, byli jego twórcy. Ale ona nie mogła być jego współautorką. Do nich miał wbudowany szacunek i poważanie. Każdy, kto napisał choć linijkę kodu, dołączał automatycznie swoje personalia do listy, dzięki której Kornel znał swoich "rodziców".
     No i jak to się stało, że tak skrajnie jej nie ufał, skoro miał wbudowaną ciekawość każdej istoty gatunku ludzkiego - nawet Reżysera? Musiała ona rzeczywiście być kimś więcej...

cdn. (prawdopodobnie)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz