10 sierpnia 2018

[26] młodzi niedorośli

      Była 2 w nocy, staliśmy na zewnątrz klubu i paliliśmy fajki. Trzeba było jakoś doprawić te dwa ochrzczone piwa.
     Chłodnawo, kwietniowo. Ledwo co można się było przerzucić na wiosenne okrycia, więc noc nie była wcale jeszcze ciepła, a do tego nie braliśmy swoich kurtek z szatni, więc ogólnie dupy marzły.
    Lubiłam patrzeć, jak dym wypuszczany z moich ust na wszystkie kierunki świata rozpływa się w wilgotnym, przeddeszczowym powietrzu. Do tej bocznej uliczki nie docierało już zbyt wiele światła z ulicznych latarni. Zuza zazgrzytała zębami, ona jako jedyna przyszła tutaj dla towarzystwa, niepaląca.
    Spojrzałam w niebo, ale oczywiście nie dostrzegłam żadnej gwiazdy, jak to w mieście. Ale skrawek nieba nade mną był, o dziwo, przejrzysty i jakoś tak łagodniej zaczęło mi pulsować w głowie. Albo to może papieros mnie uspokoił.
    Maciek opierał się o ścianę, jakiś pochłonięty swoimi problemami. Duszno mu już było w środku i w ogóle miał ochotę już sobie iść, ale przekonałam go tymi szlugami, żeby jeszcze z nami został.
    Z góry przerzuciłam się na dół i wbiłam wzrok w swoje sfatygowane trampki. Dwaj wierni towarzysze wędrówek wszelakich, czy to po ciekawych zakamarkach miasta, czy wokół blokowego trawnika, a raczej w kierunku osiedlowego monopolowego.
   -  Ale bym opierdoliła hot-doga - odezwała się nagle Paula. - Jest tu gdzieś niedaleko Żabka, prawda?
   -  Jezus, przecież Żabka dawno zamknięta, jest 2 w nocy - parsknęła Zuza.
   -  O nie, jest tak wcześnie? Przecież to wstyd do domu wracać o takiej godzinie... I to w dodatku na głodnego...
   -  Możemy iść do Maca - rzuciłam, dogaszając peta o ścianę.
   -  Jezus, znowu? Szanujmy się - Zuza zatrzęsła się cała z zimna. - Poza tym, jeśli i tak chcecie się już zwijać, to na chuj ja tu marznę bez płaszcza?
   -  Nie musisz z nami iść - wzruszyłam ramionami. - Możesz zostać z resztą ekipy. Ja się już chyba wytańczyłam.
   -  Po 2 godzinach? - Paula szczerze się zaśmiała. - Ty się starzejesz czy co?
    Spojrzałam na Maćka. Pomysł uderzenia w jakąś szamę bardzo przypadł mu do gustu, bo odkleił się od ściany i zaczął nasłuchiwać. I oto jest konkretny człowiek, pomyślałam. Jak się rzuca temat jedzenia, to on ten temat podejmuje. Jak wzorcowa istota ludzka. Mniejsza o to, że raczej nie chciało mu się po prostu wracać do klubu.
    Stanęło na tym, że Zuza, wkurwiona, wróciła do środka, a ja z Paulą i Maćkiem udałam się w kierunku Maca. Uszliśmy kilka kroków w przyjemnym, spokojnym milczeniu i poczułam ssanie. Koniecznie potrzebowałam drugiej fajki.
    Paula była strażniczką naszej służbowej paczki.
   -  Jeszcze? - zdziwiła się moją prośbą o peta i zapalniczkę. - Kurde, to już czwarty dzisiaj. Wyluzuj, bo się uzależnisz.
   -  Jak to: czwarty?! - nie będzie mi tu wciskać takiego głodnego kawałka.
   -  No serio, mam ci dzienniczek zacząć prowadzić? W każdym razie zapomnij sobie o kolejnym szlugu, nie chcę cię potem mieć na sumieniu.
    Zdenerwował mnie ten głupi opór. Po co robić z tego takie wielkie halo? Ile ona ma lat, do jasnej cholery?
    Spojrzałam na Maćka, licząc na wsparcie. Odwracał wzrok, udawał, że oddaje się melancholijnemu podziwianiu zabytkowych ulic nocą. Nie nabrał mnie.
   -  No Maciuś, powiedz jej coś. Ja chcę szluga i już, nie ma ale. Złożyliśmy się na paczkę po równo, niech nie robi problemu!
   -  Macieeeeek, weź, bo jej już zaczyna odpierdalać. Mnie matka prawie zmarła na raka i ja nie będę tolerować tutaj uzależnienia.
    Znów spojrzałam na niego. Westchnął głęboko, bo wiedział, że już nas nie zbędzie.
   -  Nie wierzę, że zrobiła się afera o jakieś głupie papierosy. Serio, macie po 15 lat? Paula, daj jej tego szluga i już. Jak dziewczyna prosi, to znaczy, że potrzebuje.
    Konkretny ton Maćka załatwił sprawę.
    Uderzyło mnie to, że dokładnie wiedział, nawet lepiej niż ja - że potrzebuję takiej dawki nikotyny, jak dzisiaj. Nieco trzęsącymi się rękami odpaliłam kolejną dawkę i z przyjemnością miętosiłam w dłoni filtr. Naprawdę czułam się w sumie jak 15-latka, która właśnie wkroczyła w dorosłość, jarając. I jarając się tym jaraniem.
    Chciałam się tylko odwdzięczyć, tylko zagadać - powiedziałam: Hej, Maciek, a może ty też sobie jeszcze zajarasz, bo też ci się chyba przyda?, ale to miało być takie niewinne. Wyszło na to, że trafiłam w samo sedno i Maciek już po chwili rozprawiał sobie ze mną żwawiej, puszczając za sobą kłęby oczyszczającego duszę dymu.
    Dotarliśmy do Maca, wrzuciliśmy pety do kosza, weszliśmy do środka. Wisieliśmy na jednej tablicy do zamówień z piętnaście minut, bo Paula, jak zwykle, nie mogła się zdecydować. W końcu zamówiliśmy, zahajsiliśmy i usiadłam z Maćkiem przy stoliku, bo akurat jeden był wolny, a Paula została przy wydawce, pilnować zamówienia.
    Maciek był dziś tak bardzo nieswój, że aż mi się serce łamało. On ogólnie umiera po godzinie imprezy, bo jest introwertykiem, ale dzisiaj chodziło o coś więcej. Chciałam go o coś podpytać, ale on tak mało o sobie mówił...
    Wiedziałam, że najprawdopodobniej pokłócił się z dziewczyną, bo coś wspominał, że miała dzisiaj do nas dołączyć, a bardzo jej nie było.
   -  Co tam się dzieje pod kopułką? - zagadałam dość beztroskim tonem. - Czy serduszko?
   -  To nie mnie pytaj, czy mam równo pod sufitem.
   -  Tylko Alę?
   -  A, daj spokój. Tak samo jak ona dała sobie ze mną spokój.
    Aha, czyli jebło. I to porządnie.
   -  Czy to kolejne z waszych rozstań na dzień, czy czujesz, że jednak na dłużej?
    Maciek podniósł na mnie wzrok znad okularów.
   -  Na zawsze. Sobie mnie cipa głupia popamięta.
   -  Trzeba było tańczyć dzisiaj do upadłego. Siedzenie w Macu w nocy nie należy do czynności, dzięki którym mogłaby być o ciebie zazdrosna.
   -  Jak to nie? - zaśmiał się. - Kto normalny chodzi po nocy do fast-foodu, jeśli nie po imprezie? No daj spokój.
   -  Dobrze to chyba przyjąłeś - rzuciłam ryzykowną hipotezę. - Ja po zerwaniu z Wojtkiem byłam kompletnie załamana przez jakiś tydzień.
   -  A, wiesz, standardzik, bo od jakiegoś czasu już się mocno psuło.
   -  No, ale zawsze.
    W tym momencie nadeszła Paula z naszym zamówieniem. Rzuciła tacę na stół, zaśmiała się histerycznie z frytek fruwających w powietrzu przez milisekundę, a potem opadła ciężko na siedzenie i wpakowała w gębę kilka nuggetsów naraz.
   -  No, co nie jecie? - zapytała, przeżuwając z trudem kurczaka.
    Spojrzeliśmy po sobie z Maćkiem, oboje skrzywiliśmy w zdziwieniu mordy, a potem on powiedział prawie poważnie:
   -  Kurwa, jednak wolałbym opierdolić te hot-dogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz