8 marca 2018

[21] zoo

     Dlaczego najlepsi ludzie muszą być najbardziej zaburzeni?
    Wyrwani z normalnego pędu świata, oddzieleni grubą kreską, schowani za kurtyną - a czasami za szklaną ścianą, cieńszą, grubszą - w każdym razie można sobie ich obserwować jak zwierzęta w zoo, machać do nich, a czasem nawet odmachają czy odpowiedzą uśmiechem na uśmiech; ale na dokarmianie i inne interakcje już liczyć nie można.
    Oni nie mają typowych potrzeb fizjologicznych, bo u nich każda czynność urasta do rangi ważkiego, godnego pamięci czynu; są w tym tak piękni i jednocześnie - tak bardzo nieznośni! Jako jedyni wzbudzają chęć bezwarunkowego kochania, choć ich zmienność i niepoukładanie sprawia, że najmniej tego kochania są warci; zabierają to prawo ludziom stabilniejszym, pewniejszym, którzy najlepiej wiedzą, jak się żyje szczęśliwie i spokojnie - i którzy właśnie dlatego nie są tak samo kuszący jak ci z marsową miną, działającą jak magnes. Jest coś niesamowicie pociągającego w bólu, cierpieniu, odmienności - zawsze tak było i zawsze tak będzie; i tak samo w pułapki będą wpadały pokolenia tych spoza, nad, pomiędzy, nie w całości i skądkolwiek. Tak samo będą się spalać na gonieniu za nieuchwytnymi, odtrącając prawdziwych ludzi, prawdziwe emocje, prawdziwe relacje.
  Chciałoby się czasem zachwycić prostotą czyjegoś umysłu na dłużej, niż jedno westchnienie. Zainwestować w taki zachwyt nieco więcej, jakiś swój czas, jakieś swe myśli (byle nie za głębokie, bo wszystko zniweczą). Chciałoby się czasem odpłynąć z nurtem błogiego, cichego życia. Docenić czyjeś dobre intencje, czyjeś otwarte, równo bijące serce. Przyjaźnić się szczerze z rozczulająco miłymi osobami. Choć raz być z czegoś zadowolonym.
    Szkoda, że się te wyciągnięte w swym kierunku ręce - depcze bezlitośnie, a nadzieje, krótkie smutki i radości - wyrzuca do kosza, potakując w roztargnieniu głową, puszczając mimo uszu drobiny zaangażowania. Marnując tym dobrym osobom czas i brudząc w ich czystych duszach.
    Nie, zamiast doceniać normalność, wolimy uprawiać wycieczki do tego zoo, opierać się rozgrzanymi czołami o chłodne tafle szkła i szukać w tej gorączce choćby urywanego kontaktu wzrokowego, ale tego głębokiego, dotykającego do samego dna każdego narządu wewnętrznego z osobna. Tym się karmimy. Może i dokarmiamy tym też te biedne eksponaty?
    A może sami siedzimy zamknięci w szklanej klatce w jednym z wielu ludzkich zoo, i przez przewijające się przed nami tłumy, których twarze odbijają się w otaczających nas ścianach - gubimy rachubę i zapominamy, że to my jesteśmy odizolowani? I wcale nie próbujemy żadnego kontaktu z nikim, a mimo tego... jesteśmy tak potwornie zmęczeni? I do tego tak niesamowicie samotni - bo już naprawdę nikogo wokół nas nie ma, są tylko te nakładające się na siebie, niemal kalejdoskopowe odbicia twarzy odwiedzających.
    Tylko kto nam przynosi banany?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz